Ta strona korzysta z technicznych i przyswajalnych plików cookie oraz plików cookie stron trzecich użytkownika w formacie grupowym, aby uprościć nawigację online i chronić korzystanie z usług. Aby dowiedzieć się więcej lub odmówić zgody na użycie jednego lub dowolnego z plików cookie, kliknij tutaj. Zamknięcie tego banera, przeglądanie tej strony lub kliknięcie czegokolwiek będzie traktowane jako wyrażenie zgody na wykorzystanie plików cookie.

Zamknij

Aktualności

Lourdes 2007

07/05/2007 


Lourdes 2007

W dniach 4-9 maja 2007 roku odbyły się Maltańskie Dni Osób Niepełnosprawnych LOURDES 2007 zorganizowane przez Fundację Polskich Kawalerów Maltańskich „Pomoc Maltańska”. W imprezie uczestniczyło 145 osób, w tym 65 osób niepełnosprawnych wraz z opiekunami. Wyjazd do Francji był ogromnym przeżyciem dla wszystkich uczestników. Wspólna podróż, udział w uroczystościach maryjnych i zakonnych, spędzanie czasu w gronie osób niepełnosprawnych oraz życzliwych opiekunów i wolontariuszy pozwoliło lepiej zrozumieć motto działalności Zakonu Maltańskiego„Tuitio fidei et obsequium pauperum” – obrona wiary oraz służba ubogim i cierpiącym.

RELACJE UCZESTNIKÓW

Wyjazd do Lourdes miał być kolejnym z moich harcerskich wyjazdów. Były obozy, rajdy, pielgrzymki do Częstochowy. Ten miał być dodatkowo „atrakcyjny” – przelot samolotem, hotele, klimatyzowane autokary itp.

A jednak od samego początku dało się odczuć wśród nas obecność Ducha Świętego. Już sama możliwość opieki nad niepełnosprawnymi na wózkach jeszcze na lotnisku w Polsce czy w autokarze w Lourdes była okazją do wyciszenia się i zastanowienia co w życiu jest naprawdę ważne. Porozmawianie z niewidomymi, którzy swoją niezwykłą wrażliwością dostrzegają wiele rzeczy z pozoru niedostrzegalnych dla osób widzących, zabieganych i goniących za kolejnym sukcesem, było niezwykle ubogacające

Ale najgłębszym przeżyciem które długo jeszcze było obecne ze mną, była wizyta w łaźni.

Początkowo nie byłem przekonany do obmywania się w TEJ wodzie i kupowania jej na eksport do Polski. Woda, którą w hektolitrach sprzedawano w niezliczonej ilości kramów i sklepów, powoli stawała się już obiektem drwin, a dziwaczne kształty plastikowej Matki Bożej w konkursach religijnego kiczu przegrywały tylko z kilkumetrowymi różańcami fluorescencyjnymi.

Do tego dochodziła brzydka deszczowa pogoda i niepewność jak to będzie, kiedy się będę musiał rozebrać i wejść do zimnej wody wprost ze ŹRÓDŁA.

Przełamałem się jednak i postanowiłem pójść z innymi. Owego deszczowego dnia nie dane mi było wejść do środka ze względu na brak miejsc. Surowy pan, w słowach nie znoszących sprzeciwu zaprosił mnie na dzień następny z samego rana. Ranek kolejnego dnia przywitał nas piękna słoneczną pogodą. Był to już dzień naszego wyjazdu. Niesamowite napięcie. Czekałem w kolejce około 45 min. Kilku pustelników z bosymi stopami, kilkanaście osób na wózkach, kilku mężczyzn w stanie termalnym, a reszta „tacy sami” jak ja. Z pozoru normalni faceci, ale jednak w środku coś skrywający. Z czymś sobie nie dający rady.

Specyficzny klimat potęgowany był przez charczące głośniki, z których dochodziły zawodzące modlitwy. A więc to tak wygląda prawdziwe życie? Nie w kolorowych pismach, nie w rozterkach gwiazd, nie w TVN 24? Oto człowiek! – myślałem patrząc na co chwila przejeżdżających ludzi na wózkach, wjeżdżających do łaźni, czasem podłączonych do kilku kroplówek naraz.

Sam moment zanurzenia w WODZIE przebiegł niezwykle sprawnie i szybko. Woda która miała być lodowata, była co najwyżej wilgotna. Napięcie było niesamowite, energia pulsowała w całym ciele, a po wyjściu na zewnątrz poczucie uczestnictwa w czymś naprawdę ważnym. I obecności miejscu, w którym człowiek spotyka się z Bogiem. A raczej to Bóg przychodzi do człowieka

A to wszystko za sprawą niewykształconej wieśniaczki z biednej, prowincjonalnej górskiej miejscowości, która w XIX w. – najbardziej nieprzychylnym katolicyzmowi wieku – silnie potrzebowała przystąpić do Komunii Świętej.

Dariusz Przybysz
Na wyjeździe do Lourdes podobał mi się najbardziej lot samolotem, były piękne widoki na miasto Kraków a to był mój pierwszy lot samolotem w życiu.  W czasie lotu trochę trzęsło samolotem, bo wlecieliśmy w turbulencje, po lądowaniu na lotnisku wsiedliśmy do autokaru, który podwiózł nas do hotelu Printania. Tam zakwaterowaliśmy się w pokojach, umyliśmy a potem szedłem spać, bo już prawie dochodził ranek. Podobał mi się zamek zbudowany na samej górze, ładny był też kościół w którym się odbywały msze. Fajnie było w muzeum, w którym było wszystko o Świętej Bernadecie o jej objawieniach z Maryją. Ładna była bazylika, fajne były pamiątki do kupienia. Piękna była też grota, gdzie ukazywała się Maryja Bernadetce i gdzie mieliśmy mszę świętą.