Wizyta JEm. Kardynała Timothy Dolana w Polsce i Słowacji (punkt Maltańskiej Służby Medycznej na dworcu w Krakowie i hub w Komborni:
https://www.nbcnewyork.com/news/local/cardinal-dolan-meeting-with-refugees-in-poland/3669673/?amp
https://twitter.com/CardinalDolan/status/1520870782884274178?t=ihIyyseWcAY10yGRz4G8Pw&s=19
KOMENTARZ do wywiadu (29 marca 2022) z Dominique de la Rochefoucauld-Montbel, Wielkim Szpitalnikiem Zakonu Maltańskiego, który ukazał się na portalu Aleteia (FR).
https://aleteia.org/2022/04/05/the-order-of-malta-mobilizes-69000-volunteers-to-help-ukrainians/
„Zakon Maltański mobilizuje 69 tysięcy wolontariuszy aby pomóc Ukraińcom
Na Ukrainie i w całej Europie wschodniej 69 000 wolontariuszy Zakonu Maltańskiego zostało zmobilizowanych aby ruszyć z pomocą zarówno Ukraińskim uchodźcom, uciekającym przed wojną, jak i tym, którzy zdecydowali się pozostać w ogarniętym wojną kraju. Przybliżenie Państwu sytuację wraz z Dominique de la Rochefoucauld-Montbel, Wielkim Szpitalnikiem Zakonu Maltańskiego.”
Wywiad z Dominique de la Rochefoucauld-Montbel – Wielkim Szpitalnikiem Zakonu Maltańskiego (odpowiada funkcji ministra zdrowia i spraw socjalnych) przedstawia podsumowanie osoby z 30-letni stażem w działalności charytatywnej i humanitarnej, będącej pod wielkim wrażeniem działań w Polsce. Wielki Szpitalnik opisuje sytuację na Ukrainie i pokazuje zaangażowanie Zakonu Maltańskiego ujęte w liczbach. 275 tysięcy Ukraińców skorzystało w pierwszym miesiącu z pomocy udzielanej przez Zakon – tj. pomocy medycznej, darmowych posiłków czy pomocy w transporcie. 47 ciężarówek (TIR) ze sprzętem medycznym i lekarstwami, apteczkami i innymi potrzebnymi rzeczami, które już zostały dostarczone na Ukrainę. Ta pomoc cały czas jest prowadzona a liczby rosną.
Podsumowanie pierwszego miesiąca pomocy pokazuje siłę i skalę w jakiej może działać Zakon Maltański. 69 000 zorganizowanych wolontariuszy w Europie, to z jednej strony profesjonalnie przygotowane osoby w zakresie pierwszej pomocy, ratownictwa medycznego, to również lekarze, ale przede wszystkim zaangażowani i świadomi swojej misji ludzie. Międzynarodowe doświadczenia Zakonu przenoszone są w czasie i pomiędzy krajami. Zakon prowadzi operacje humanitarne i pomoc o charakterze społecznym w ponad 100 krajach świata. Trzeba przypomnieć, że po wydarzeniach na Ukrainie w 2014 roku (Majdan) Maltańska Służba Medyczna (Polska) rozpoczęła, we współpracy z polskim MSZ, program szkoleń ratowników medyczny i instruktorów za wschodnią granicą. Dzięki temu ponad 2500 przeszkolonych osób oraz dostarczony sprzęt służy od pierwszych dni wojny. Dzięki nim mamy szczegółową wiedzę na temat potrzeb, a w ten sposób nasza pomoc może być precyzyjna.
Tomasz Tarnowski – dział komunikacji ZPKM
———————————————————————————-
„Polska radzi sobie jak Niemcy – Europejczycy poczuli się bezpośrednio zagrożeni rosyjską ofensywą. To wywołało odruch solidarności z ukraińskimi uchodźcami – uważa książę Dominique La Rochefoucauld-Montbel, wielki szpitalnik Zakonu Maltańskiego.”
Jędrzej Bielecki
Rzeczpospolita, 24 marca 2022
https://www.rp.pl/polityka/art35929401-polska-radzi-sobie-jak-niemcy
Zakon Maltański ma niezwykłe doświadczenie w niesieniu pomocy potrzebującym na świecie. Jak napływ Ukraińców, którego jesteśmy świadkami, porównać z falami uchodźców z Afryki, Bliskiego Wschodu?
Dziś nakłada się na siebie kilka tragedii naraz. Mówimy o ludziach, którzy pozostawiają wszystko za sobą i idą w nieznane. Ich kraj jest brutalnie pacyfikowany. Ale chodzi też przecież o matki i dzieci, które pozostawiają w Ukrainie synów i mężów powołanych do wojska. Nie wiedzą, co się z nimi stanie. Kiedy więc dzieliliśmy z nimi zupę w czasie naszego objazdu ukraińskich ośrodków i widziałem uśmiech na twarzach tych kobiet, gdy ich dzieci dostały jakąś zabawkę, zetknęły się z choć szczyptą humanizmu, pomyślałem sobie: co za odwaga! Ale to jest dopiero początek. Jak będzie dalej, nie wiadomo.
Dlaczego?
Gdy przez trzy miesiące przebijasz się przez Saharę, aby dotrzeć do brzegów Morza Śródziemnego i dalej je forsujesz, twój stan umysłu jest zupełnie inny, niż gdy wczoraj czy dwa dni temu wziąłeś co najbardziej potrzebne, psa i pojechałeś na polską granicę. Po prostu do tych kobiet jeszcze nie dotarła w pełni tragedia, którą przeżywają. Zachowują nadzieję, że to wszystko jest przejściowe, że za tydzień czy dwa wrócą. Dopiero za jakiś czas może okazać się, że chodzi o całe ich życie. O stracone pokolenie Ukrainek, których dopiero dzieci w pełni się zintegrują w Polsce czy Niemczech. Syryjczycy, uciekinierzy z Afryki Subsaharyjskiej w ogóle nie żywili takiej nadziei. Wiedzieli, że gdy dotrą do Europy, nigdy już nie wrócą do swojej ojczyzny. To jest zupełnie inne odczucie.
W latach 2015–2016 do europejskich brzegów dotarli głównie młodzi mężczyźni. Dziś to kobiety i dzieci. Jak to wpływa na szanse ich integracji?
W Syrii mówiliśmy o wojnie domowej, tzw. rebeliantach, w tym dżihadystach, którzy walczyli z reżimem Baszara Asada. Część z tych ludzi miała więc pewien program polityczny, którego brak u uchodźców z Ukrainy. Ukraińskie kobiety oczywiście liczą na to, że któregoś dnia znów połączą się ze swoimi synami, mężami. Przede wszystkim jednak mogą oprzeć się na całej sieci ukraińskiej diaspory, która była już przed wojną w Polsce, Europie. Czegoś takiego nie było w przypadku syryjskiej fali, którą przecież w znacznym stopniu zasilali imigranci ekonomiczni.
W 2015 r. Zakon Maltański był bardzo zaangażowany w pomoc dla uchodźców, w szczególności w Niemczech. Jak porównać tamtejsze działania niemieckich władz z tym, co robi dziś Polska?
Rzeczywiście, nieśliśmy wtedy pomoc 72 tys. uchodźcom, z których wciąż 18 tys. pozostaje pod naszą opieką. Widziałem więc działania Niemiec z bliska. Władze czerpały wówczas z doświadczeń kryzysu humanitarnego po upadku muru berlińskiego, kiedy na Zachód wyjechało 600 tys. mieszkańców b. NRD. Tak jak wtedy otworzono więc dla uciekinierów ośrodki wojskowe na obrzeżach miast. Syryjczycy, Afgańczycy i inni otrzymali pełne wsparcie: lekarskie, językowe, edukacyjne, zawodowe.
Dziś także nasz zakon jest bardzo zaangażowany. To prawdziwie europejska sieć. Mamy ekipy w Ukrainie, ale to dopiero pierwsza linia działania. Są bowiem i nasze ośrodki w krajach granicznych, od Litwy i Polski po Słowację, Węgry i Rumunię. I dalej zaplecze w Niemczech, Francji, Belgii, Włoszech, Ameryce – skąd przybywają ratownicy, fundusze, żywność, leki. Znam więc dobrze sytuację w Polsce. Owszem, to kraj, który nie ma takich środków, takiego doświadczenie jak Niemcy. A jednak to, co widziałem, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Byliśmy m.in. w Hali Kijowskiej przy przejściu graniczny w Korczowej. W niezwykłym ścisku przebywało tam 9 tys. osób. Ale mimo to wszystko było nadzwyczaj dobrze zorganizowane. Dzieci miały zabawki, organizowano im gry. Gabinet kosmetyczny oferował za darmo swoje usługi, aby ukraińskie kobiety poczuły się atrakcyjne, godne. Dbano o bezpieczeństwo, aby podejrzani ludzi nie wykorzystywali dramatu młodych Ukrainek. Były darmowe posiłki, opieka medyczna, transport. Czapki z głów!
Nie można jednak zapominać, że przynajmniej na razie ośrodki w Polsce przyjmują Ukraińców czasowo – część z nich po jednych–dwóch dniach jedzie dalej. Dopiero nadchodzi znacznie trudniejszy etap, jeśli pobyt uchodźców będzie się wydłużał do miesięcy czy lat. Niemcy z góry to zakładali. Ale jest też zjawisko, które nie istniało w 2015 r.: ludzie otwierają dla ukraińskich uciekinierów swoje domy. I to nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Gdy we Francji władze zwróciły się o dach nad głową dla 30 tys. uchodźców z Ukrainy, dwie trzecie zgłosiły samorządy, ale jedną trzecią – przeciętni Francuzi.
Czym to tłumaczyć?
Fala uchodźców z 2015 r. wywołała lęk, który był podsycany przez lata słabej integracji wspólnoty muzułmańskiej w krajach zachodniej Europy. To byli ludzie uciekający z dalekich krajów, gdzie wojny trwają od wielu lat. Mało kto wie, co się dzieje w Mali, gdzie leży Gwinea Bissau. Teraz Europejczycy poczuli się bezpośrednio zagrożeni rosyjską ofensywą. To wywołało odruch solidarności, tym większy, że Ukrainę łączą od niepamiętnych czasów bliskie więzi, po prostu dzielimy podobne wartości.
Radzi pan przygotować się na scenariusz, w którym uchodźcy z Ukrainy pozostaną długo, może lata. ONZ mówi już o 10 milionach uciekinierów, z czego 40 proc. wyjechało za granicę. Czy Władimir Putin nie szykuje czystki etnicznej, trwałej zmiany składu ludności podbitych terenów, jak to Moskwa zrobiła np. po drugiej wojnie światowej z obwodem kaliningradzkim?
Jestem szpitalnikiem, więc muszę kierować się optymizmem. Pokazywać zdesperowanym ludziom, że jest jeszcze ułamek błękitnego nieba, w ciemności pali się jeszcze malutki płomień. Ale o brutalności Kremla wiem z pierwszej ręki. Nasz ośrodek w Mariupolu, jeden z siedmiu, które mamy w Ukrainie, został zbombardowany, choć miał na fasadzie wielki herb zakonu. Dlatego nawet najgorsze scenariusze są możliwe. Z drugiej strony taka brutalność nigdy nie może się utrzymać długo, tym bardziej że Rosja stoi teraz przed murem sankcji gospodarczych i społecznych zbudowanym przez Zachód. Chyba nie potrafiłbym dzisiaj mieszkać w zachodniej Europie, gdybym był Rosjaninem.
Odruch solidarności wobec uchodźców przełoży się na trwałą zmianę podejścia Francuzów do Rosji? Będzie postrzegana trochę jak Niemcy przed pojednaniem zainicjowanym przez de Gaulle’a i Adenauera?
Nie sądzę. Mówimy o wiekach wspólnej historii, nie tylko zresztą Francji i Rosji, ale też Zakonu Maltańskiego i Rosji. To nie zostanie przekreślone, bo ostrze krytyki Francuzów jest wymierzone w reżim Putina, a nie samą Rosję. Rzeczywiście, stała się rzecz niezwykła. Wybory prezydenckie, jedyne, które tak naprawdę bez reszty zajmują normalnie opinię publiczną, teraz zostały całkowicie przesłonięte przez wojnę w Ukrainie. Wszyscy kandydaci muszą się do niej ustosunkować – dla niektórych to jest niełatwe. Inaczej nie mają szans w tych wyborach, skoro 70 proc. Francuzów potępia tę inwazję. Ale też nie miejmy złudzeń. W dzisiejszych czasach wydarzenia, którymi zajmują się ludzie, zmieniają się bardzo szybko. Mamy wciąż 120 tys. zakażeń covidem dziennie, ale nikogo to teraz nie obchodzi. Podobnie może być i z tą wojną. Owszem, Francuzi nie zmienią jej oceny, ale przestanie być dla nich priorytetem.
———————————————————————————-
“These are not fake migrants. These are desperate women and children.”
The last time I was in Krakow was after Christmas in December 1989, shortly after the Berlin Wall came down. I was an undergraduate, just starting out on my journalistic career, reporting on the end of the Cold War.
My first interview break had been to corner Ronald Reagan’s Secretary of State George Shulz in the Cambridge Union bar after an evening debate on the end of the Soviet Union. His line was that with the Russian withdrawal from Afghanistan and Gorbachev signing the Intermediate-Range Nuclear Forces Treaty in 1987 – removing the threat to NATO of mid-range Soviet missiles in Europe – the so-called “Brezhnev Doctrine” was over.
Back in 1989, I was in Poland when the Sejm – the national parliament – changed the country’s name from the People’s Republic of Poland to the Republic of Poland. Never in my wildest dreams did I imagine that I would return to Krakow over 30 years later after Russian tanks began rolling into Ukraine.
The main difference between 1989 and now, I sense, is that whilst Gorbachev was happy to thaw the great freeze in US-Russian relations, and didn’t regard Western democracy as a direct threat, a large part of Putin’s motivation is precisely that – the concern of having a western-facing Ukraine right on his doorstep.
On my first day breakfasting at the Hotel Polski, I noticed the hotel was unexpectedly full for a Tuesday in off-season March. The families – comprising women and children only, no men – talked in what sounded like Russian. It was only when I was met by my young Polish translator, Ksawery Danilowicz, that he explained in a whisper: ‘The families are all Ukrainian refugees. The hotel owner has taken in around twenty guests and is putting them up for two months until they have somewhere to live. There are no men as they are required back home to fight’.
Such is the warmth and generosity of the Poles in this refugee crisis. In this case, a wonderful architect-hotel entrepreneur called Jerzy Donimirski, who restored the historic property in 2016. It is now the flagship of the Donimirski hotel group that specialises in restoring historic ruins and turning them into boutique hotels. Indeed, sixty-something Jerzy turned out to be a fellow ‘restore-a-wreck’ addict, having restored an old castle ruin (Zamek Korzkiew, some 8 miles from Krakow) that once belonged to his family. A senior Knight of Malta within the Polish Order, he drove me around Krakow in a black van looking like an unshaven commando from the Polish resistance.
The Polish, I sense, like the English, have a deeply emotional connection with their buildings which tell the story of their country. The urge to rebuild, re-connect and be welcoming hosts is very much present in Poland.
The two days I spent in Poland were to report on the refugee crisis on the border, especially the work of Catholic charities led by Maltese International, the humanitarian arm of the Order of Malta.
This religious, military order dates back over 900 years and is dedicated to helping the sick and the poor, so providing shelter and protection to refugees in Ukraine and those crossing over into Poland remains very much in the tradition of the Order.
Indeed, the large tent that Malteser International has erected close to the border at the refugee station at Hrebenne-Rawa Ruska closely resembles a medieval tent with the distinctive red Jerusalem cross signifying that it is a form of religious sanctuary. It was put up on the first day the Russian tanks invaded on 24th February and was manned for several days by just one volunteer. By the time I got there, several volunteers from Krakow were manning it 24 hours a day. With sub-zero conditions and snow falling, the tent offers a calm and reassuring welcome to thousands of refugees every day.
There is little sense of panic. Ukrainian refugees arriving with their possessions in a carrier bag can help themselves to chocolate Easter bunnies, soup, smoked kielbasa (Polish sausage), dog food and biscuits. Donated second-hand baby strollers are arriving in vans as they could not be taken on the refugee trains out of Ukraine – many arrived at the border with no more luggage than a bin liner.
The Maltese International worker running the Zakon Maltanski relief station said the only men he had seen at the temporary camp had been a ‘man without a leg’ and a blind man. The rest have remained in Ukraine, where there is conscription. So understandably, emotions are high as tearful women try to contact their husbands and sons across the border. Thankfully mobile phones are being distributed with SIM cards thanks to various Ukrainian appeals.
Other faith-based charities have a strong presence at the border crossings, including volunteers working for Caritas and Knights of Columbus. I even saw three smiling nuns that looked like they had walked out of the nunnery of the Sound of Music. They turned out to be volunteers from the Salesian Sisters of Don Bosco – known as Daughters of Mary Help of Christians. They asked their mother superior if they could abscond from their convent to help and drove to the border from Szczecin. Not so much Von Trapp as Nun Trip.
Accompanied by my brilliant translator and guide, we drove to the Ukrainian border in a tiny red car no larger than a Soviet Lada. As we left the motorway, we slowed to 10 mph to avoid the deep potholes. Every hour we stopped for a cigarette break and a coffee.
Meeting up with officer ‘brethren’ on the way is also encouraged – in this case, Brooks Newmark – an expert on the Syrian refugee experience, who put aside his Oxford PhD research in Rwanda to help out with the refugee crisis at the Polish border. He teamed up with a friend from Switzerland with experience of running a coach touring business to privately hire local drivers and buy some old coaches to assist with shuttling refugees from Ukraine to the border.
At the unlikely-sounding location of Hotel Restaurant Cafe Punkt by a Shell garage a few miles from the border, we met up with Brooks and his friend. He was angry about the British government dragging their feet over the issuing of visas:
“These are not fake migrants,” he said. “These are desperate women and children. To say they must travel to Warsaw or Paris and then wait a week to get a biometric test is unacceptable and borderline inhumane.”
As a former minister, he said he was asking the UK Minister for Refugees to intervene and “speed up the process”. As of writing, the government appeared to be listening to this wide condemnation and failure to act fast enough.
The Order of Malta, whose humanitarian work in Ukraine started some 30 years ago. In 2014, assisted by Malteser International, volunteers and trained staff helped the evacuation of wounded from the Euromaidan. Order of Malta Ukraine (MRS) has been training volunteers in military medical emergency practice in Ukraine as well as providing humanitarian aid and medical equipment to the ’internally displaced’ person centres in both Mariupol and Zaporozhe.
The MRS has so far provided over 3000 people with basic first aid training. Other cities that have benefited from this training programme include Ivano-Frankivsk (headquarters), Lviv, Mariupol, Kamianske, Kyiv, Zaporozhe, Fastiv, Berehove, Yuzhnoukrainsk. They have also worked with Polish firefighters to provide ‘specialist training in mass evacuation as well as technical training in structural collapse rescue’.
Despite the Russian tanks getting closer to Kyiv, this critical first aid training continues as Putin’s rockets destroy maternity hospitals and shell those desperately trying to flee cities along the so-called ‘humanitarian corridor’. A team of 180 people from The MRS are currently in place to provide the ‘necessary support’ to war refugees from Ukraine in Poland.
Other than the station I visited at Hrebenne, another larger medical facility is in Kombornia. A centre at Glubczyce operates as a halfway home. Further down the supply line, there are refugee points in Katowice (headquarters), Krakow, Warsaw, Poznan, Radom, Krzeszowice, and Nysa. At all these mission stations, the Order coordinates the distribution of aid and money sent from Great Britain, Belgium, Switzerland, and Germany.
One of the most touching scenes I witnessed at the Polish border was a Ukrainian man who looked to be in his thirties, in a tracksuit and hat, clutching a bunch of wilting red roses. He told me that he was ‘waiting for his wife’ who had been stranded across in Ukraine. He said he would wait, however cold it got at night. Indeed, the sub-zero temperatures were proving the bitterest obstacle to the refugees as the wind whipped up.
A medic with the Knights of Columbus was ripping open the plastic wrapping of a child’s defibrillator to try and save the life of one child suffering from hypothermia. I saw mothers battling in the cold to change wet and freezing nappies in the sub-frozen dark. Fortunately, the charities’ medical tents are warm well-supplied, and few refugees are arriving on foot now. The new enemy is bureaucracy.
—————————————————–
„Ukraiński konflikt obudził solidarność Polaków” – wywiad z Janem Emerykiem Rościszewskim, Szpitalnikiem ZPKM
13 marca, 2022
„L’Ukraine, le conflit qui a réveillé la solidarité des Polonais”. Ukraiński konflikt obudził solidarność Polaków – znamienny tytuł znaczącego na świecie wydawnictwa katolickiego Aleteia ilustrowany jest m.in. zdjęciami z pomocy maltańskiej, jednocześnie Szpitalnik Zakonu Maltańskiego w Polsce (osoba odpowiedzialna za dzieła pomocowe) – Jan Emeryk Rościszewski powiedział:
Paradoksalnie Władimirowi Putinowi udało się wskrzesić falę solidarności, która wcześniej pozwoliła Polsce wyjść z komunizmu …Stało stało się coś więcej: wojna stworzyła nieoczekiwaną jedność i bezprecedensową solidarność w samej Unii Europejskiej i NATO.
Artykuł w języku francuskim znajduje się pod tym linkiem https://fr.aleteia.org/2022/03/10/lukraine-le-conflit-qui-a-reveille-la-solidarite-des-polonais/
—————————————————————————————
12 marca 2022 | 12:41 | Dorota Giebułtowicz | Poznań Ⓒ Ⓟ
Świetlice dla dzieci i ich matek stanowiłyby ważny punkt wsparcia dla ukraińskich kobiet – mówi prezydent Związku Polskich Kawalerów Maltańskich Jerzy Baehr w rozmowie z KAI. – To niebywale ważne, żeby samemu nie przeżywać tego złego czasu – dodaje.
Dorota Giebułtowicz (KAI): Panie Prezydencie, Zakon Maltański od pierwszego dnia wojny włączył się w pomoc ludności ukraińskiej. Czy spodziewaliście się agresji rosyjskiej?
Prezydent Jerzy Baehr: Konflikt zaskoczył nas, jak wszystkich. Jednocześnie od samego początku zaczęliśmy aktywnie działać. Do tej pory zorganizowaliśmy punkty przy granicy, pomagamy w przyjęciu uchodźców, przekazujemy duże palety darów bezpośrednio na Ukrainę, finansowane zarówno przez Polskę jak i zagranicę. To są rzeczy doraźne. Jednocześnie zamierzamy przyjąć pewne rozwiązania systemowe, żeby wesprzeć tych, którzy z niebywałym nieraz obciążeniem finansowym, ale i psychicznym, przyjmują uchodźców w swoich domach. Wyobraźmy sobie sytuację ludzi, którzy przyjęli np. matkę z dwójką lub trójką dzieci. Starają się stworzyć dla nich normalne życie, mimo stresu i wielkiej traumy, tych, którym pomagają. Ci gospodarze, często bardzo ofiarni, mają swoje ograniczenia, dlatego planujemy przyjść im z pomocą, oferując coś więcej.
KAI: Jakie macie plany?
– Myślimy o Maltańskich Centrach Pomocy, które pragniemy utworzyć w kluczowych miastach naszej obecności. Zakładamy, że będą to np. świetlice. Centra te, w zależności od potrzeb, mogą także mieć inny profil. Wydaje się nam, że świetlice dla dzieci i ich matek stanowiłyby ważny punkt wsparcia dla ukraińskich kobiet. To niebywale ważne, żeby samemu nie przeżywać tego złego czasu. Nawet jeśli uchodźcy są otoczeni troskliwą opieką swoich gospodarzy, jest im ciężko. Wiemy, że w kontaktach ujawniają się też problemy językowe. Chcemy, żeby w świetlicach takim kluczowym ludzkim elementem stabilizującym była obecność samych matek ukraińskich. Także dla dzieci ważne jest stworzenie środowiska, gdzie będą mogły się bawić i rozmawiać z rówieśnikami w ojczystym języku.
KAI: Zakon Maltański dotychczas był znany z działalności humanitarnej, zwłaszcza medycznej. To byłby Wasz nowy profil?
– Nasza działalność w Polsce jest prowadzona w różnych regionach i w zależności od lokalnych potrzeb profil naszej działalności się różni. W przeszłości np. gdy mammografia w Polsce była trudno dostępna, zorganizowaliśmy przychodnię w Poznaniu, która przyjęła ponad 80 tys. kobiet. Prowadzimy szpital opiekuńczo-leczniczy w Barczewie, głównie dla osób starszych, w innym ośrodku prowadzimy warsztaty terapii zajęciowej dla osób upośledzonych czy specjalistyczne przedszkole. Krótko mówiąc, Maltańskie Centra Pomocy będą miały różny profil, czasem większy akcent będzie położony na pomoc psychologiczną, czasem na pomoc medyczną, czasem na jakieś potrzeby edukacyjne. Staramy się działać komplementarnie.
KAI: Rząd uchwalił ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy. Czy ustawa otwiera nowe obszary działania dla organizacji pomocowych?
– Ustawa dopiero wchodzi w życie. Zobaczymy, na jaką skalę państwo zapewni potrzeby medyczne i edukacyjne poprzez samorządy i jaka pozostanie luka do wypełnienia przez organizacje pozarządowe, pomocowe, w tym Zakon Maltański. Jeżeli się okaże, że służba medyczna państwowa będzie dostępna za darmo i będzie efektywna, wtedy profil medyczny naszej pomocy nie będzie najważniejszy. Ale może się okazać, że ta służba oferowana za darmo niekoniecznie będzie efektywna. Planujemy wtedy zaoferować wsparcie naszej Maltańskiej Służby Medycznej.
To samo dotyczy opieki psychologicznej. Wczoraj w Poznaniu budowaliśmy siatkę kontaktów z psychologami, którzy mogliby być do dyspozycji tutaj w naszym ośrodku. Będziemy z nimi ustalali warunki współpracy. Z jednej strony panuje dziś wielki entuzjazm i wiele osób pracuje za darmo, ale z drugiej strony trzeba się liczyć z koniecznością zapewnienia uchodźcom pomocy długofalowej. Trudno oczekiwać od psychologów, że będą przez najbliższe pół roku pracować społecznie. Będziemy poszukiwać rozwiązań elastycznych, aby zapewnić stałą pomoc uchodźcom.
KAI: Czy wykorzystując Wasze kontakty kierujecie uchodźców także do rodzin za Zachodzie?
– Rzeczywiście zagranica chce przyjąć uchodźców. Mamy sygnały, że kraje Beneluxu, Włochy, Niemcy są bardzo otwarte na przyjęcie obywateli Ukrainy. Jednak olbrzymia większość Ukraińców chce zostać w Polsce, bo po prostu mają nadzieję, że szybko wrócą do domów, chcą być blisko. Musimy pamiętać, że to są konkretni ludzie, z konkretnym bagażem doświadczeń i wizjami na przyszłość. Do każdego z nich trzeba podejść indywidualnie.
Wczoraj w Poznaniu transportowaliśmy grupę ok. 50 uchodźców, wśród nich były osoby głuchonieme. Niezależnie od przygotowania konkretnego miejsca, niektórzy z tej grupy chcieli jechać dalej, więc kupiliśmy im bilety na dalszą podróż. Nie można im narzucać własnej wizji.
KAI: Inspiracją działalności Zakonu Maltańskiego jest wiara chrześcijańska, zgodne z dewizą: Tuitio Fidei et Obsequium Pauperum (Obrona Wiary oraz Służba Ubogim i Cierpiącym). Co to oznacza w obecnej sytuacji?
– Tak, inspiracją naszych działań jest nasza wiara i to że jesteśmy katolikami, że jesteśmy częścią Zakonu Maltańskiego. Jako Zakon wspieramy potrzebujących niezależnie od poglądów, koloru skóry czy wyznania religijnego. Wspieramy wszystkich. Tak jest np. w naszym szpitalu maltańskim, położniczym, w Betlejem, na bardzo trudnej ziemi, ziemi wielu wojen, wielu cierpień. Tak też jest u teraz u nas, w Polsce. Świadczymy pomoc człowiekowi, bo jest człowiekiem, bo cierpi.
Chciałbym przy okazji podziękować za zaangażowanie nie tylko członkom naszego zakonu, ale przede wszystkim setkom wolontariuszy, niebywale ofiarnych, niebywale wartościowych moralnie, którzy wykonują fantastyczną pracę. Bez nich skala naszych działań byłaby dużo uboższa.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
„Prawdziwi rycerze jeżdżą teraz na Ukrainę”
Wywiad z Członkiem Zarządu ZPKM, dr n med Marcinem Świeradem, który ukazał się na stronie KAI https://www.ekai.pl/zakon-maltanski-prawdziwi-rycerze-jezdza-teraz-na-ukraine/
Dzisiaj prawdziwymi rycerzami są ci, którzy jeżdżą z transportami na Ukrainę – mówi dr n. med. Marcin Świerad, prezes Zarządu Fundacji Pomoc Maltańska i Maltańska Służba Medyczna. W wywiadzie dla KAI opowiada o pomocy udzielanej przez Maltańczyków nie tylko z Polski, ale i z całego świata. – Odzew jest ogromny. Zgłaszają się nawet lekarze z USA – mówi prezes.
Dorota Giebułtowicz (KAI): Zakon Maltański słynie z udzielania pomocy humanitarnej, zwłaszcza medycznej. Jak zareagowaliście na wybuch wojny?
Dr Marcin Świerad: Na początku była to pomoc spontaniczna, z potrzeby serca. Zaczęło się od telefonów do przyjaciół, do ich rodzin na Ukrainie. Zorientowaliśmy się w potrzebach, zaproponowaliśmy, by przywozili dzieci, matki w bezpieczne miejsce, do Polski. To psychologiczne wsparcie miało dla nich ogromne znaczenie w pierwszych godzinach szoku z powodu wybuchu wojny. Później nastąpiło pospolite ruszenie, odezwali się wolontariusze po obu stronach granicy i natychmiast zaczęło się działanie, rozeznawanie potrzeb, zbiórka darów i organizacja transportów z pomocą.
KAI: Czy Zakon Maltański ma swoje struktury na Ukrainie?
– Tak. Na Ukrainie działa Maltijska Służba Dopomogi, która powstała 25 lat temu. Ale ściślejsze kontakty nawiązaliśmy w czasie Majdanu w 2014 roku. Nasza karetka ze znakiem krzyża maltańskiego była jedną z pierwszych, która przejechała granicę, by pomóc rannym w walkach. Świadczyliśmy pomoc na miejscu i przewoziliśmy rannych cywilów do polskich szpitali. Potem zobaczyliśmy, że niezbędne jest szkolenie wolontariuszy w zakresie niesienia pierwszej pomocy i ratownictwa medycznego. Rozpoczęliśmy szkolenia korzystając z finansowej pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i środków unijnych. W ciągu ośmiu lat udało nam się stworzyć 12 ośrodków wolontariatu Maltijskiej Służby Dopomogi. Mamy ośrodki m.in. we Lwowie, Iwano-Frankiwsku, Charkowie, Mariupolu i Kijowie. Dziś wiedza, którą zdobywali, okazuje się niezbędna.
KAI: Jak działają obecnie Maltańczycy na Ukrainie?
– Jedna z ważniejszych inicjatyw to stworzenie przy samej granicy w Korczowej, dosłownie 200 metrów od przejścia granicznego, punktu medycznego i pomocy socjalnej. Można tam dostać ciepły posiłek, uzyskać profesjonalną pomoc medyczną. Do tego punktu dowozimy pomoc humanitarną, leki, żywność, potrzebne rzeczy, które następnie są rozwożone do konkretnych miejsc na Ukrainie. Dzisiaj prawdziwymi rycerzami są ci, którzy jeżdżą z transportami na Ukrainę. Wszyscy wiemy, jak to jest niebezpieczne. W każdej chwili mogą spaść bomby na drogi zaopatrzenia. Każdy, kto dzisiaj ryzykuje własnym życiem pomagając innym, jest prawdziwym rycerzem.
KAI: Jaki jest odzew wśród Maltańczyków na Zachodzie na tragedię wojny?
– Odzew Maltańczyków jest niesamowity, szczególnie z Niemiec. W prace naszego wolontariatu włączyła się aktywnie ukraińska diaspora, emigranci zarobkowi. Przyjeżdżają również z darami Anglicy, Francuzi, Włosi, Belgowie. Pomoc humanitarną do Krościenka przywieźli Estończycy i Czesi, wśród nich byli lekarze i pielęgniarki, którzy postanowili pozostać na miejscu i pomagać. Działamy jednak profesjonalnie, musimy więc najpierw wszystkich zarejestrować i zweryfikować ich kwalifikacje w Izbach Lekarskich czy Pielęgniarskich. Obecnie budujemy bazę lekarzy, pielęgniarek i członków innych profesji, których zaprosimy do niesienia konkretnej pomocy w późniejszym czasie. Musimy się liczyć z tym, że mogą przybywać ranni, którzy będą wymagać opieki szpitalnej czy natychmiastowej operacji. Spływają na mojego maila nawet zgłoszenia od lekarzy z USA.
KAI: Jak zorganizowana jest pomoc Zakonu Maltańskiego w Polsce?
– Kluczową w pierwszych dniach wojny była współpraca z pomocą maltańską z Ukrainy. W kraju pracujemy w ramach dwóch struktur: pierwsza, to Pomoc Maltańska, czyli dział humanitarny, druga to Maltańska Służba Medyczna, czyli dział medyczny. Jestem odpowiedzialny za całość działań Zakonu Maltańskiego na terenie Polski. Dbamy, by wszystkie nasze akcje pomocowe koordynować z rządem i lokalnymi władzami, ośrodkami zdrowia. Dzięki temu działalność Maltańczyków jest efektywna. Zakon Maltański współpracuje także z WHO i ONZ.
KAI: Gdzie znajdują się główne punkty pomocy Zakonu Maltańskiego?
Po polskiej stronie przy granicy w Hrebennem, Korczowej i Krościenku stoją punkty pomocy. Można tam uzyskać pomoc humanitarną i medyczną, zasięgnąć informacji. Punkty pomocy medycznej dla uchodźców funkcjonują 24/7 na dworcach w Krakowie i Katowicach. Korzystamy z dużych magazynów w Chorzowie, w których sortujemy i przepakowujemy dary. Stamtąd ruszają busy na Ukrainę. Centrum logistyczne naszych działań medycznych i pomocowych mieści się w Katowicach na ul. Wita Stwosza 41. Wynajmujemy tam coraz więcej pomieszczeń.
Kolejne miejsce to dwór Kombornia, 70 km od granicy, koło Krościenka, który pełni funkcję redystrybucji darów. W budynkach hotelowych, dzięki życzliwości właściciela, możemy zapewnić noclegi uchodźcom. Część z nich kierujemy do Głubczyc na Opolszczyźnie, gdzie współpracujemy z zaprzyjaźnioną firmę Top Farms, która udostępniła nam swoje budynki dla pracowników sezonowych. Tam oprócz noclegu i wyżywienia uchodźcy mogą korzystać z Ośrodka Zdrowia oraz przedszkola i szkoły, dzięki pomocy lokalnych władz. Ogromną pracę wykonują Maltańczycy z Warszawy, Radomia zasilając punkt maltański pod Lwowem, z którego do Polski ewakuowano około 600 osób raptem w 4 dni, w tym również dzieci pod respiratorami. Systemowo działa nasza placówka w Poznaniu.
KAI: Jakie wyzwania stoją przed Maltańczykami w najbliższym czasie?
– Obawiam się, że czeka nas fala uchodźców, która będzie potrzebowała konkretnej pomocy medycznej, nawet opieki szpitalnej. Wiemy, że już jest wiele ofiar i rannych wśród ludności cywilnej. Na razie trafiają do nas uchodźcy zmęczeni, wygłodzeni, zziębnięci. Musimy się przygotować jednak na to, że przywożeni będą ranni, których będziemy rozwozić do szpitali w Polsce i w Europie. Jako Maltańska Służba Medyczna mamy też ogromne doświadczenie w budowaniu szpitali polowych, w których można nawet przeprowadzać operacje. Przygotowujemy się do tego wraz z Malteser International. Skupia ona ludzi, którzy mają ogromne doświadczenie w niesieniu pomocy, gdyż wcześniej działali w warunkach wojennych w Libanie, Syrii czy Iraku lub organizując pomoc w Azji po tsunami. To są profesjonaliści, którzy wiedzą, jak zbudować całe miasteczko dla uchodźców z kontenerami szpitalnymi. Na razie w porozumieniu z władzami lokalnymi i rządem RP szukamy takiego miejsca, by w razie potrzeby można było szybko zorganizować pomoc.
KAI: Zakon Maltański słynie z dobrej organizacji, ale też dużego doświadczenia.
– Tak, kilkusetwiekowego, bo Zakon Maltański ma 900 lat nieprzerwanej działalności i jest zakonem szpitalniczym, ukierunkowanym na człowieka cierpiącego. Nasz założyciel bł. Gerard uczył, że trzeba umieć dostrzec Chrystusa, i to ukrzyżowanego, w każdym ubogim, chorym, potrzebującym, niezależnie od wyznania i stanu społecznego.
– Każdy, kto chce służyć Chrystusowi w drugim człowieku, znajdzie u nas miejsce, jednocześnie trzeba pamiętać, że pomagamy bez względu na wyznawaną wiarę, kolor skóry, czy poglądy. Wiele osób przychodzi, bo mają zaufanie do naszej organizacji i procedur. Każdy może znaleźć swoją działkę w ramach struktur Zakonu Maltańskiego i może mieć satysfakcję, że jest częścią potężnej, dobrze zorganizowanej maszyny, i to wielowiekowej. Szukajcie flagi z białym znakiem krzyża maltańskiego na czerwonym tle!
KAI: Dziękuję za rozmowę.